czwartek, 23 sierpnia 2012

w obrębie rodziny



W prawdopodobnie każdej kulturze występuje jakieś tabu. Może być ono natury społecznej, moralnej lub też nawet religijnej - możliwości jest wiele. W Polsce jednym z takich tematów tabu jest kazirodztwo, a może jeszcze bardziej nawet - dzieci pochodzące ze związków kazirodczych. Powodów wymienianych jako przyczynę takiej sytuacji jest wiele - chęć ochrony owych dzieci przed opinią publiczną, zażenowanie, a nawet odraza. Prawdopodobnie dlatego też temat ten właściwie nie występuje w debatach publicznych, nie należy do często poruszanych w kręgach towarzyskich, a ilość artykułów (poza tymi czysto naukowymi i medycznymi) uczciwie i bezstronnie opisująca kazirodztwo jest dość znikoma.
Niemniej jednak, niewidzialność tematu w sferze publicznej wcale nie znaczy, że problem ten dotyka jedynie znikomą ilość osób. Według prof. dr hab. Marii Beisert w wypowiedzi dla magazynu Wprost, polskie rejestry policyjne mówią o stałej liczbie w granicach 1600-1800 przestępstw o charakterze kazirodczym w ciągu roku. Jednakże Beisert wskazuje, iż statystycznie nawet co 7 kobieta pada ofiarą molestowania seksualnego w rodzinie. Wiele ofiar nie zgłasza potem z różnych względów kazirodztwa na policję. Nie wiadomo zatem do końca, ile dzieci rodzi się w wyniku tych przestępstw, gdyż wiele kobiet wpisuje jako ojca dziecka po prostu NN. A to skutkuje brakiem wszczęcia postępowania karnego.
Zanim jednak przejdę do sedna moich rozmyślań, przyznam, że nie podoba mi się automatyczne stawianie kazirodztwa (swoją drogą jest to bardzo brzydko brzmiąca nazwa) na równi z pedofilią bądź zjawiskiem molestowania seksualnego. Takie bowiem podejście do tematu strasznie upraszcza charakter tego zjawiska i uwypukla jedynie jego negatywne strony. Moim zdaniem należy pamiętać, że nie wszystkie stosunki i związki kazirodcze opierają się na zmuszaniu jednej ze stron do zachowań bądź stosunków seksualnych. Zdarzają się również związki, gdzie pary (zazwyczaj rodzeństwo) zwyczajnie zakochują się w sobie i decydują być razem nie bacząc na okoliczności i skutki prawne. Dlatego też żałuję, iż media podejmują się tematu kazirodztwa jedynie w przypadku i pod natchnieniem sytuacji tak skrajnych i dramatycznych jak wieloletnie więzienie i wykorzystywanie seksualne swojej córki przez Josefa Fritzla czy również wieloletnie gwałcenie i zastraszanie swojej córki i pasierbicy przez 41 letniego mieszkańca Katowic. Powoduje to utrwalanie się w ludzkiej mentalności jedynego wzorca kazirodztwa. Jednocześnie chcę też powiedzieć, że nie jest tutaj moim zamiarem ocenianie kazirodztwa pod względem etycznym czy moralnym. Mam na celu jedynie lepsze go zrozumienie i doszukanie się powodów jego społecznego wykluczenia.
Wielu ludzi wyklucza możliwość zalegalizowana czystej postaci kazirodztwa (dwóch równorzędnych osób będących w relacjach płciowych i uczuciowych) ze względu na przeciwwskazania medyczne. Jak mantrę powtarza się, że dzieci takie rodzą się często z poważnymi wadami genetycznymi, chorują na rzadkie choroby i często umierają w młodym wieku. Ciekawa jestem, ile osób tak naprawdę ma jakiekolwiek większe pojęcie na ten temat, a ile jedynie bezmyślnie powtarza to, co gdzieś kiedyś przeczytało bądź usłyszało. W kontekście tego chciałabym w moim tekście wykazać, że tak naprawdę penalizacja kazirodztwa jest uwarunkowana jedynie społecznie, oraz, że nie ma większych podstaw medycznych, by taka sytuacja się utrzymywała. Będzie można zauważyć, że całkowicie pomijam w moich rozważaniach stanowisko kościoła katolickiego na temat kazirodztwa. Dzieje się tak, gdyż absolutnie nie pozwalam sobie na to, by owa instytucja miała jakikolwiek wpływ na moje przekonania moralne czy etyczne.
Moje podejście do tematu bardzo dobrze ilustruje wywiad z profesorem zwyczajnym, Marianem Filarem, kierownikiem Katedry Prawa Karnego i Polityki Kryminalnej UMK w Toruniu. Przytoczę najbardziej relewantny z punktu widzenia tematyki mojego tekstu fragment wywiadu dla Super Expressu:


"- [SE] Został jeszcze ten rodzaj zachowań kazirodczych, który przywołał pan jako pierwszy - czyli wzajemna miłość i dobrowolność relacji.
- Niektórzy karniści zastanawiają się, czy by nawet nie zrezygnować z penalizacji tego zjawiska.
- [SE] To zaskakujące stanowisko! Przecież z takich związków rodzą się dzieci z wadami genetycznymi - w tym z mutacjami letalnymi, czyli de facto skazującymi na śmierć!
- To mit. Proszę sobie uświadomić, że istniały kultury, w których kazirodztwo było nie tylko dopuszczalne, ale wręcz nakazane. I bynajmniej nie rodziły się z tych związków dzieci z wadami. Pierwszy raz argumentacja, że dzieci ze związków kazirodczych są obciążone wadami, pojawiła się podczas rewolucji francuskiej, kiedy mieszczanie uznali arystokrację, która miesza się ze sobą, za klasę bezużyteczną społecznie, zaś siebie uznali za nową krew.
- [SE] Rewolucja francuska stworzyła podwaliny nowożytnego społeczeństwa, a kazirodztwo jest zakazane obecnie we wszystkich cywilizowanych państwach i trudno byłoby się doszukiwać w tym zakazie motywu politycznego...
- Ale to był argument polityczny. To, że ze związków kazirodczych rodzi się więcej dzieci z wadami niż z innych związków nie wynika wcale z tego, że pochodzą one od rodziców jednej krwi.
- [SE] Z czego zatem?
- Proszę spojrzeć, kto wchodzi w związki kazirodcze. Przeważnie nie są to ludzie pokroju Kopernika albo Marii Curie-Skłodowskiej, lecz ludzie z nizin społecznych. Wady u ich dzieci są więc, najogólniej, wynikiem mizerii ekonomicznej - zaniedbań higienicznych, zdrowotnych, żywieniowych. Przecież gdy hoduje się konie, to stara się je łączyć w kręgach rodzinnych, aby zachować najlepsze cechy danej linii.
- [SE] Absolutna większość ludzi nie wchodzi w takie związki. Według pana determinuje to wyłącznie kultura, a nie natura?
- Związek pozarodzinny zwiększa sferę kolaboracji społecznej, co jest bardzo korzystne. I prawo chroni ten nakaz kulturowy."


Zgadzam się z profesorem Filarem, że ciągłe powoływanie się na niezliczoną ilość chorób genetycznych dzieci ze związków kazirodczych jest formą mitologizacji tego zjawiska. Jest to coś, co wielokrotnie powtarzane nagle zaczyna być traktowane jako fakt niepodważalny, bo powszechny. W rzeczywistości jednak, powołując się na "Świat człowieka - świat kultury" Ewy Nowickiej (1991, 355) jest to jedynie kontynuowanie poglądów przedstawicieli wczesnej antropologii, którzy żywili przekonanie, iż kazirodztwo prowadzi do degeneracji gatunku ludzkiego. Obecnie genetyka pozwala stwierdzić, że poglądy takie nie mają naukowego uzasadnienia i w przypadku dzieci pary kazirodczej może zajść zarówno wzmocnienie recesywnych i dominujących cech złych jak i dobrych. A to znaczy, że rezultat takiego związku może być "zarówno albo bardzo niekorzystny albo bardzo korzystny zależnie od danego układu genetycznego w zbiorowości, w obrębie której zachodzi mieszanie genów (1991, 355)." Można przez to rozumieć, że decydującym czynnikiem w przypadku wad genetycznych i chorób potomstwa nie jest bliskie spokrewnienie rodziców, a ich ewentualne obciążenie pewnymi chorobami dziedzicznymi. Uważam, że bardzo dobrze ilustruje tę teorię opisana przez zespół Uwagi historia kazirodczego związku ojca i córki, z którego urodziło się dotychczas sześcioro dzieci (większość z nich ma jakąś formę upośledzenia). Materiał filmowy i artykuł powiela oczywiście schemat kazirodztwa jako bezwzględnej przyczyny chorób dzieci, przez co zjawisko to, jako takie, jest po raz kolejny szufladkowane jako - z zasady "złe". My jednak możemy w tym dojrzeć drugie dno i widzieć tę konkretną sytuację, jako przykład pary z niedobrym materiałem genetycznym. Innym przykładem jest też historia brata i siostry z Lipska. Ponownie, media skupiają się na samej istocie kazirodztwa, nie zwracając tak naprawdę większej uwagi na fakt, iż kobieta cierpi na zaburzenia osobowości i nie jest do końca odpowiedzialna za swoje czyny. A to wskazuje ewidentnie na możliwość przekazania wad genetycznych potomstwu. Swoją drogą, warto zwrócić uwagę, że kazirodztwo w mediach praktycznie zawsze pokazywane jest na przykładzie rodzin patologicznych, alkoholików, czy rodzin porzucających swe dzieci. Sam ten fakt może dać nam do myślenia, że nie są to akurat pary, które posiadają jakiś wybitny zestaw genów. Poza tym wydaje mi się, że zamiast od razu wsadzać do więzienia, to można by takie konkretne pary edukować. Rozmawiać z nimi o antykoncepcji, a nie z góry potępiać za charakter związku. Wiem, że nie zawsze może to przynieść skutek, ale przynajmniej w pewien sposób zdejmuje z takich par piętno źle rozumianych kazirodców.
W kontekście tego, co powiedziałam na początku poprzedniego akapitu, uważam, że obecne traktowanie 'czystego' kazirodztwa (świadomego związku dwojga dorosłych ludzi) w większości krajów, w tym w Polsce, jako wykroczenia bądź nawet przestępstwa w świetle prawa karnego, jest uwarunkowane jedynie kulturowo, społecznie i religijnie. Odwołując się do teorii Claude'a Lévi-Straussa, wytworzenie tabu kazirodztwa jest w pewien sposób nawet podwaliną dla rozwoju społeczeństw pierwotnych i służyło wymianie matrymonialnej między różnymi grupami, a co za tym idzie nawiązaniu dobrych stosunków. Według badaczki Nancy Thornhill, natomiast, tabu kazirodztwa stanowi tak naprawdę zbiór zasad małżeńskich stworzonych przez posiadających władzę mężczyzn, aby uniemożliwić swoim rywalom akumulację bogactw poprzez związki małżeńskie z własnymi kuzynkami.
Abstrahując od przyczyn dla których wytworzyło się społeczne tabu kazirodztwa oraz następnie na pewnym etapie prawny go zakaz w większości państw, warto też zwrócić uwagę, że owo zjawisko społeczne od dawna zdaje się być obfitym źródłem inspiracji dla wielu twórców. Przykładowo, bardzo łatwo znaleźć filmy, w których głównym wątkiem jest kazirodcza relacja między głównymi bohaterami. Do filmów takich zaliczyć można 'Milczenie' Ingmar'a Bergman'a, 'Uwikłanych' Howard'a A. Rodman'a, 'Bijitâ Q' Takashi Miike, czy w końcu 'Cementowy Ogród' Andrew Birkin'a.
Podsumowując jednak i wracając do myśli przewodniej mojego tekstu, niezależnie od tego co przyjmie się za początek utrwalania się tabu kazirodztwa, bezsprzecznym wydaje się fakt, iż wytworzenie się go w gatunku ludzkim przede wszystkim, bądź nawet jedynie, bazowało na czynnikach antropologicznych. To, jakie argumenty wysuwa się teraz (czytaj "medyczne"), to już zupełnie inna kwestia. A ten krótki artykuł pana Mirosława Nalezińskiego, na sam koniec, bardzo dobrze chyba ilustruje prawdziwe powody, dla których wielu ludzi odrzuca od siebie wizję zalegalizowania 'czystego' kazirodztwa. Autorowi przez cały tekst mieszają się bowiem wzajemnie pojęcia obrzydliwości, homoseksualizmu, kazirodztwa i obyczajowej normy.